niedziela, 12 kwietnia 2009

Zycie..zycie..

Nadszedł w końcu i na mnie czas. 18 lat przeleciało jakby je ktoś gonił. Na szczęście nie był ten dzien az taki straszny jak się tego spodziewałam. Na urodzinową kawe zjechała się i smietanka cała - ciotki klotki, kuzynki ze swoimi rocznymi córeczkami, przechwalające się akcesoriami oraz sposobem zachowania i wychowania owych, wujkowie którym alkohol nigdy nie szkodzi, no i biedne babuszki które pomimo swojego sędziwego wieku oraz szacunku którym wszyscy je darzą niestety nie dadzą już rady przebić się przez te jakże oszalałe tłumy młodych i gniewnych. Od dawna juz nie darze takich imprez wielka sympatia - szczegolnie jesli to ja mam byc w centrum zainteresowania. Sztuczne usmiechy, sztuczne slowa, zyczenia... i po co?
Ale juz nie narzekam, napewno mieli dobre zamiary a ja jak zwykle rzucam w nich miesem - coz za niewdziecznica ze mnie..
W owym czasie poczyniłam wiele rozważań. Próbowałam jakoś podsumowac dotychczasowe zycie, no bo przeciez po 18stych urodzinach to już się ponoć nowy rozdział w zyciu zaczyna (a przynajmniej tak mi mówili). Wiele jednak z tych rozważań nie wyszło, prawdopodobnie ze względu na mój wrodzony pesymizm. Z resztą, zostawie to dla siebie.

Wiosna przyszla, na szczescie... czekalam na nia z takim utesknieniem.. Co roku w okresie jesieni probuje sobie wmowic ze moze ta zima bedzie lepsza, ze przeciez to tylko maly mrozik, troche sniegu, co to takiego, przeciez da sie normalnie funkcjonowac, itp. Niestety kiedy tylko śnieg się zjawia przestaje w to wszystko wierzyc i chowam sie przed zimą jak tylko głęboko mogę.
Ale wreszcie moge juz stąpać po świecie spokojnie, nie martwiac sie przy kazdym kroku o to czy przypadkiem sie nie poslizgne. A i powietrze milsze. Szkoda tylko ze popoludniami jest az nieraz za goraco... Na takie gorąco przyjdzie czas w czerwcu/lipcu, a nie kwietniu... no ale ok ok, koniec narzekania (ostatnio co drugie zdanie to mowie...)

Ale wiosna za to przyniosła nam, amatorom luster, pospolite wygramolenie sie ze swoich norek, wraz ze swoimi magicznymi pudeleczkami, a w moim przypadku przywiała wrecz kilka chetnych modelek, co bardzo mnie cieszy. W jedną z ostatnich niedziel 'zajęłam się' juz szaloną ale piękną Mariką. Wanna see? Dwie próbki.




Po drodze wydarzyła się także zupełnie spontaniczna sesja mojej najwspanialszej wizażystki i asysty w jednym. Szkoda tylko że kiedy ona modelowała zabraklo asysty, ale jakoś dałyśmy rade. A Kicia była bajeczna....



Szkoda tylko ze przez chwilowe problemy ze zdrowien (do 5 tygodni!) nie bede miala mejkapowej na składzie... Wracaj Natalko do zdrowia, bo sama sobie rady przeciez nie dam!

Dzis natomiast w głowie pojawiło się wiele roznych obrazów, miałam takie natchnienie że aż tego znieść nie mogłam - bo poza szalonymi wizjami i aparatem nie miałam nic.. Ale jakos sobie poradzilam, wzielam kartke, olowek, i do dziela! Przenioslam pomysly na papier, i jeszcze doczekaja sie one swoich fotograficznych odzwierciedlen! A co!
Poza tym życie jakoś sobie płynie. Poza moimi skokami emocjonalnymi nie ma jakiś wielkich zmian - co chwile choruje, mam przez to tony do nadrobienia w szkole i wieczny brak czasu... Czyli wszystko w normie.
A to szkrab, ktory niszczy wszystko co spotyka na swojej drodze, ale mimo wszystko i tak jest kochana... siostrzenica, Amelka.. jestem pewna ze bedzie tanczaca aktorka!







A jako że wiosna, to ruszyc sie trzeba, i spalic tluszczyk ktory sie przez zime uzbieral... no to biore mego wiernego towarzysza Nera, i idziemy w swiat.




A nawet i pierwsze biale kwiatki pojawily sie na moim podworku.... kocham to!


Coraz wiecej wyzwan przede mna, i musze im jakoś sprostać. No i chyba musiałabym zrobic cos ze swoim życiem. Wiem, może stane sie dobrym człowiekiem? Heh.... ale mnie na żarty wzielo.
Z Bogiem!